Wielka afera w polskim narciarstwie. Legenda stawia poważne zarzuty Apoloniuszowi Tajnerowi
Autor Mateusz Dziubiński - 28 Września 2020
Apoloniusz Tajner to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego sportu. Niegdyś architekt sukcesów Adama Małysza, a dzisiaj prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Kibice dobrze znają szefa polskiej federacji, ale nie każdy wie, że nie wszyscy uważają go za odpowiednią osobę na tym stanowisku. Legenda polskich sportów zimowych udzieliła szczerego wywiadu, w którym skierowała poważne zarzuty pod adresem Apoloniusza Tajnera.
Apoloniusz Tajner zdecydowanie nie będzie zadowolony z rewelacji, jakie do mediów przekazał jego wieloletni współpracownik. Legenda polskich sportów zimowych w szczerej rozmowie z portalem Sport.pl postawiła prezesowi PZN poważne zarzuty.
Apoloniusz Tajner zaatakowany przez legendę polskiego sportu
Właśnie ukazał się wywiad portalu Sport.pl z wieloletnim pracownikiem Polskiego Związku Narciarskiego i autorem wielkich sukcesów Justyny Kowalczyk, trenerem Aleksandrem Wierietielnym. Doświadczony szkoleniowiec w marcu tego roku przeszedł na emeryturę i zakończył długoletnią współpracę z PZN. Kilka miesięcy od rozstania z pracą w Polsce, udzielił wywiadu, który wstrząśnie środowiskiem sportów zimowych.
Były trener reprezentacji Polski biathlonistów, a następnie najbliższy współpracownik Justyny Kowalczyk w rozmowie ze Sport.pl zdradził wiele interesujących historii i skierował poważne zarzuty pod adresem PZN, a zwłaszcza jego prezesa Apoloniusza Tajnera.
- Wyczułem, że moje odejście jest dla prezesa Tajnera ulgą. I że Justyna też mogłaby odejść razem ze mną. Oni w związku narciarskim wolą swoich podpowiadaczy. Nie mają serca do biegów. Najgorzej dla działaczy, to jak jest ktoś w biegach z szansami na medal. Bo wtedy trzeba coś dla niego robić - mówi Wierietielny.
- Powiedziałem do prezesa: ja odchodzę, ale jest na moje miejsce Bajciciak, natomiast proszę, żebyście zostawili cały zespół, który z dziewczynami pracował, serwismenów itd. To, że dziewczyny zrobiły taki postęp, to jest zasługa tej całej grupy. To nie są jacyś ludzie z ulicy, ściągaliśmy ich starannie wybierając, korzystając z naszych kontaktów. Przyszli dobrzy fachowcy. Prosiłem, żeby na ten pierwszy rok Bajciciaka zostawić ich wszystkich. A dopiero po roku niech sobie Bajciciak wprowadza korekty. Poprosiłem też, żeby coś odpowiedniego zaproponować Justynie: skoro ona już nie chce być asystentką, chciałaby się rozwijać, dlaczego nie zrobicie jej dyrektorem biegów, tak jak Adam Małysz jest dyrektorem skoków i kombinacji norweskiej? - opowiadał dalej 73-latek. Jego sugestia nie spodobała się jednak Tajnerowi.
Poważne zarzuty byłego trenera reprezentacji Polski
- “Małysz jest dyrektorem, bo tam mają trzy grupy zawodników". W biegach, odpowiedziałem, też mamy trzy grupy: nasza, młodzieżowa, którą prowadzi Jan Antolec i grupa seniorów Lukasa Bauera. Ale nic nie wskórałem. Moją propozycję poparł profesor Krasicki, ale prezes powiedział, że absolutnie nie i nie ma żadnej dyskusji. - zdradza Wierietielny i kontynuuje opowieść o jego relacjach z szefem PZN.
- Na "ty" byliśmy, gdy jeszcze pan Tajner był trenerem kombinatorów norweskich, czyli ze 30 lat temu. Potem on odszedł od sportu, wrócił i gdy był trenerem Małysza, to byliśmy jeszcze na "ty". A jak został dyrektorem, potem prezesem, to było parę niemiłych spotkań i przeszliśmy na "pan" - mówi dziennikarzom Sport.pl.
- Tak, szczerze się nie lubimy. Ale to nasza niechęć ma decydować, co się dzieje? Wyniki nie mają znaczenia? Kogoś naprawdę uwiera, że Justyna nie mając początkowo nic, tak wiele osiągnęła? - pyta były trener Justyny Kowalczyk.
- Moja komórka związkowa miała tak ograniczony limit, że za granicą nie można było na niej polegać, bo się po chwili wyczerpywała. Kiedyś w Skandynawii mieliśmy problem z jazdą po śniegu, trzeba było wzywać pomoc, a limit się wyczerpał. Poszedłem do związku żeby załatwić wyższy limit, ale tak mnie odprawili, że sobie sam telefon kupiłem. Związkową komórkę zostawiłem prezesowi. Nie będę się prosić. Było kilka takich spięć i jesteśmy na "pan". - wspomina trener.
- Dlaczego nie można sprawiedliwie traktować skoków i biegów, to nie do mnie pytanie. Prezes po prostu gnębi biegi. Robi to złośliwie. Z jakiegoś powodu krzywo patrzy na Justynę i nie chce, żeby ona była kimś znaczącym w związku. Tę dziewczynę trzeba zatrzymać w PZN za wszelką cenę. A on ją trzyma na odległość - zastanawia się wybitna postać polskiego sportu.
Źródło: Sport.pl
Następny artykuł