Brat Otylii Jędrzejczak umierał na jej oczach. Jego ostatnie słowa złamały nam serce
Autor Mateusz Wysokiński - 10 Maja 2020
Otylia Jędrzejczak była osobą, która przyniosła polskim kibicom wiele uśmiechu. Sportsmenka ma na swoim koncie zwycięstwo w trakcie igrzysk olimpijskich w Atenach w 2004 roku i przez pewien czas była prawdziwą ulubienicą kibiców. Niestety, jej kariera i sportowy rozwój zatrzymały się 1 października 2005 roku, kiedy to na jej oczach zginął ukochany brat Szymon. Pływaczka po latach postanowiła zebrać się na odwagę i powiedzieć, jak brzmiały ostatnie słowa jej ukochanego członka rodziny.
Otylia Jędrzejczak w trakcie najlepszych lat swojej kariery była prawdziwą ulubienicą polskich kibiców. Wszyscy miłośnicy sportu w Polsce pamiętają jej niezwykłe zwycięstwo na igrzyskach olimpijskich w Atenach w 2004 roku. Równie ważnym, ale przykrym wspomnieniem jest sytuacja z 1 października 2005 roku, kiedy to pływaczka miała poważny wypadek samochodowy. W jego wyniku zginął jej ukochany brat Szymon. Dopiero po latach mistrzyni sportu zdecydowała się opowiedzieć o tragedii. Jej wyznanie jest porażające.
Otylia Jędrzejczak widziała umierającego brata. To co jej powiedział przed śmiercią wyciska łzy
Brat sportsmenki, który tego feralnego dnia jechał z nią samochodem został dogłębnie opisany w biografii pływaczki "Otylia. Moja historia". Była reprezentantka Polski po 14 latach od tragedii postanowiła przybliżyć okoliczności śmierci ukochanego członka rodziny i powiedzieć fanom, jak brzmiały ostatnie słowa młodego mężczyzny.
- Dosłownie chwilę przed wypadkiem uniósł powieki, spojrzał na mnie i powiedział: – Pamiętaj, siostra, że bez względu na wszystko, zawsze będę cię kochał. To było ostatnie zdanie, jakie wypowiedział do mnie, i ostatnie, jakie wypowiedział w swoim życiu. Nie mogłam uwierzyć w nienawiść, która lała się na mnie szerokim strumieniem. Obcy ludzie pisali anonimowo w komentarzach pod artykułami, że życzą mi śmierci, nazywali morderczynią. Przez głowę pierwszy raz w życiu przeszła mi myśl, żeby ze sobą skończyć. To był jedyny moment, w którym nie umiałam dźwignąć tego kamienia na plecach. Miałam już plan, jak to zrobić - opowiada w autobiografii Jędrzejczak.
Pogrzeb brata był dla niej wielką traumą
Śmierć członka rodziny zawsze jest wielką tragedią. Sama Jędrzejczak wspomina, że to wydarzenie na zawsze odcisnęło się w jej psychice.
- W szpitalu napisałam długi list, który włożyłam mu do marynarki (...) Na pogrzebie nie mogłam nie tylko chodzić, ale nawet siedzieć, sanitariusz wwiózł mnie na lekko uniesionej leżance, żebym mogła pożegnać się z braciszkiem. Rodzice pytali mnie, czy na pewno chcę być przy ostatnim pożegnaniu. Wjechałam na wózku i popatrzyłam na Szymka po raz ostatni. Nie wyglądał jak on, nie tak, jak go pamiętałam. Twarz miał siną, zupełnie jak nie mój Szymon. (...) Tak bardzo chciałam pocałować mojego braciszka, ale nie mogłam się podnieść, bo miałam uszkodzony kręgosłup. (...) Przetrwałam ten pogrzeb na środkach uspokajających - wspomina olimpijka.
Następny artykuł